czwartek, 28 czerwca 2018

Jakie mam przygody:
Otóż ja, nifka, porzuciłam awanturniczy żywot i a rebours stałam się anonimową sprzedawczynią kartofli w zabitej dechami wiosce.
Uważajcie, jeśli w jakiejś zabitej dechami wiosce zechce Wam się kupić kartofli. Możliwe, że sprzedam Wam je ja.
Pomyślałam, że to może być świetna zabawa: takie sprzedawanie kartofli. I, owszem, nie myliłam się zanadto - tylko pięknych rączek mi żal. Kiedy już warzywniak zakończy sezon, większość swojej wypłaty zostawię u manikiurzystki. 
Ale do tego jeszcze daleko, tymczasem - mam mnóstwo przygód.
Na przykład zakolegowałam się z jedną panią. Zabita dechami wioska, w której pędzę swój nifkoski żywot, jest tak naprawdę miejscem wywczasów dla wielkomieszczuchów, nierzadko stąd pochodzących. Więc nie wiem, czy pani, z którą się zakolegowałam, jest stąd, czy nie, ale wywczasowuje się tu, traktując z szacunkiem warzywa i zwierzęta, ludzi ostatecznie też, za to ją lubię. Pani lubi mnie, bo przyniosła mi własnoręcznie wyhodowany sok z buraka, cudowny.
Dostałam dziś sok z buraka, czego się absolutnie nie spodziewałam. Od pani, której imienia nie znam, wiem tylko, że przyjeżdża na zakupy na holenderce. I tak pięknie wybierała buraki, pamiętam.
Inna pani, tutejsza, opowiadała mi o swoim synu i jego psie. Pies jada wyłącznie wołowinkę.
Ja jadam leczo ze zwiędłych warzyw, których już nikt nie chce kupić. Żal mi ich wyrzucać.
Nie umiem gotować dla jednej osoby; leczo jem już trzeci dzień. Na szczęście w niedzielę przywiozę sobie jakieś miłe bachorki do towarzystwa.
To już niedługo. Może zdążę zjeść leczo :)

środa, 6 czerwca 2018

No, bo jestem przecież...
Żyję intensywnie. Zostałam uhonorowana pracą zawodową prawdziwą, do tego prowadzę firmę dywanikową, do tego biegam prasować -
(Po co ci to prasowanie? - docieka wuj.  - Płacą ci marne grosze, tylko tracisz tam czas.
- Bo ja lubię prasować - przyznaję.
- To prasuj w domu, nikt ci nie broni!
No, ale w domu to ja prawie nic nie prasuję. Nie dlatego, że nie trzeba, ale bosy szewc, co bez butów chodzi, zobowiązuje)
 - poza tym mam nieustająco nieletnie, choć coraz większe dzieci, Babcię z Dziadzisławem i cztery koty, nie licząc dwóch psów. Nie licząc też wszystkich cebulek, szczypiorków, cukinii, buraków, krzaczków malin i innych roślinek, zarastających pogodnie badylkiem wszelkim.
Ostatnio, kiedy chciałam opleć cebulę, okazało się, że powyrywałam wszystkie rodzynki-samosiejki. To, że w tym roku nie wyrosła samowysiewająca się rukola, to według Babci również moja sprawka.
Do dwóch krów i cielęcia się nie przyznaję.
Za to za oborą na słupie bociany machnęły sobie gniazdo i mają już dwa bocianiątka. W czasie największych upałów bociany na zmianę czuwały w gnieździe nad łepkami potomstwa, rozkładając skrzydła ochronnym przeciwsłonecznym parasolem, na zmianę. Wyglądało to tak:
...i teraz kończę. Ale jestem. I będę.