czwartek, 8 czerwca 2017

Umarnę z tego bezrobocia.
Grafik dzienny mam napięty i zorganizowany co do godziny. Na dwa tygodnie do przodu.
Dziś na ten przykład wstałam przed czwartą, żeby nazbierać dla Was truskaweczek. Być może to własnie zbierane przeze mnie truskawki sprzedaje ta dziewczyna na skwerku w miasteczku, koło bazarku.
Jeszcze nie doszłam pod prysznic, bo musiałam załatwić pilną sprawę mailem. Zaraz jadę do miasta prasować, a potem - na szczęście Babcia zajmie się obiadem - zabieram Bebunia na zajęcia przygotowawcze w szkole muzycznej. Kiedy wrócimy będzie kolacja, posprzątam po kolacji i idę spać - wszak wstaję za kwadrans czwarta.
Jest bosko na truskawkowym polu o tej porze. Mgły, zapachy, świergoty...

Za parę dni zmieszczę się we wszystkie sukienki, z których to niby miałam wyrosnąć.

No, tak. Ja znowu o sukienkach, a tu ludzie umierają. Na przykład Andrzej Zakrzewski.
Ech...