sobota, 28 maja 2016

Takie to niecodzienne: jeszcze maj, a już jest jakby lato. Dni długie, gorące. Sprzątamy siano - już wyschło! - budujemy z wujem taras, przy czym wspieram go mentalnie. Blendujemy płatki róż z cukrem i kwaskiem cytrynowym, na zimę, do pączków. Kurz na drodze, że o matko. 
Zaawansowanym rankiem, o szóstej, jadę po gaz. Bez gazu nie ma kawy, wiadomo. Samochód mokry od rosy, natychmiast przyklejają się do niego fantazyjne maziaje. Na stacji benzynowej, gdzie można zatankować butlę (chyba tak naprawdę to nie można?) ziewający pan w eleganckiej koszuli, czarnych jeansach i klapkach. Nie może znaleźć właściwego zaworka,  żeby mi nalać tego gazu, gdzieś chodzi, szuka. W znajdującym się przy stacji zajeździe była jakaś duża impreza, pan miał nocny dyżur, mówi, że noc miał ciężką. Po placu snuje się dwóch niedobitków bez koszul, w garniturowych spodniach.
Jadę na tą kawę świeżo ulepionym światem. 
Moje dzieci jeszcze śpią słodko w domu, spod kołdry Mańka wystaje jego różowa pięta. Mam ochotę pocałować tą piętę, ale nie chcę go budzić. Tyle jeszcze przed nim - balowanie po nocach i dyżurowanie w trudnych warunkach, i tworzenie świata, i zachwycanie się. Niech pośpi...

sobota, 21 maja 2016

Obiad. Ogórkowa.
Przy obiedzie wychwalam zalety nowej metody czyszczenia kabiny prysznicowej - mianowicie mycie jej własnoręcznie przyrządzonym octem jabłkowym. Nastawiłam jesienią wielki słój -  klarowny, z wierzchu, będzie do sałatek, a lekko mętny, ze spodu, wykorzystałam właśnie do czyszczenia i jestem zachwycona.
- Kabina aż lśni. I nawet nie za bardzo śmierdzi octem, zresztą to jest o niebo lepsze, niż ta pianka do czyszczenia, która wydziela okrutnie duszące opary.
- Mhm - wuj słucha cały zamieniony w słuch. - Daj trochę tego octu, ta zupa jest za mało kwaśna. No, co? Jak jest dobry dla kabiny, może być dobry i dla mnie.
- Też chcesz być lśniący w środku???

Chciał. O swoje wnętrze dbać należy.

piątek, 20 maja 2016

Pierwsza Komunia Niteczki.
Poważna sprawa, zwłaszcza, że jeśli chcemy uczestniczyć w uroczystości, musimy się delegować do dużego miasta - z Babcią i Dziadzisławem, rzecz jasna. W przedostatniej chwili zjawia się drugi wuj, ten od samochodów, i ofiaruje się pozostać na gospodarstwie, więc cała trzypokoleniowa reszta, po dwie sztuki z każdego pokolenia, ładujemy się do busa, gdzie wchodzi sześć osób, i turli-turli, jedziemy.
- Wuju, ale dlaczego założyłeś te ładne spodnie? W wielkim świecie - wiemy z Babcią, bo oglądałyśmy Eurowizję - nosi się teraz jeansy dziurawe i pochlapane farbą.
- Takie to ja noszę na co dzień - wuj macha lekceważąco ręką.
Jasne. Nie zna się na modzie nic a nic. Przez niego od razu będzie widać, że przyjechaliśmy ze wsi.
- A ty - odcina się po chwili - czemu włożyłaś sukienkę? Teraz się chodzi w samych rajstopach!
- No, chyba ty - cytuję ulubioną ripostę Niteczki i wszyscy pękamy ze śmiechu ogarnięci wizją wuja w rajstopach.
Wszystko się udało, uroczystość uroczysta, przyjęcie przyjęte, uff.
Wracamy.
Babcia trochę się obawia, że wuj nie poradzi sobie z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Przyjeżdżamy.
Podwórko wykoszone, samochody umyte, w domu przygotowany w przeddzień obiad zjedzony, naczynia pozmywane, i nawet stara cygańska patelnia, która ma lat tyle co ja, wyszorowana do białości. Nigdy jej takiej nie widziałam.
Obmyślamy teraz, dokąd by znowu pojechać, żeby dać wujowi szansę wykazania się w pracach domowych...

wtorek, 17 maja 2016

Ze szczypiorków wywabił mnie dziś pan z elektrowni. Wymieniał nam licznik i wywrócił mój świat do góry nogami, gdyż tym samym zmienił godziny, w których mamy ulgową taryfę na prąd. Więc teraz pranie wstawia się po piętnastej (będzie schło nocami) i muszę polubić popołudniowe odkurzanie.
A propos. Czemu jeszcze siedzę przy biurku? Odkurzacz czeka.
Ale jak tu odkurzać, kiedy właśnie trzeba robić obiad?! Jeju, jakie to wszystko trudne...

środa, 11 maja 2016

...forsycje kwitły w tym roku wyjątkowo pięknie - kwiaty o bardzo długich płatkach długo trzymały się na gałązkach - za to konwalie, za przeproszeniem, do bani. Mizerota.
Babcia miała wyjechać na kilka dni do miasta, zająć się Niteczką. Zbierała się do wyjazdu z takim zapałem, że tknięta współczuciem zaoferowałam, że ją w tym wyręczę. Propozycja przyjęta została z entuzjazmem, zatem spakowałam właśnie czytane tomiszcza sztuk pięć i pojechałam.
Babcia powiedziała: "Może jakoś ogarnę twoje obowiązki", w związku z czym bardzo się bałam, iż praktyka wykaże znikomość tychże.
Jednakże okazało się,  że nie jest aż tak.
Syny jeździły rowerami do szkoły i Bebunio podarł tylko jedne spodnie.
Na akademię z okazji Konstytucji 3 Maja przyoblekli się odświętnie w najmniej pogniecione koszule, po konsultacjach telefonicznych z mną.
Bebunio tylko raz zamknięty był w bagażniku wujowego angielskiego samochodu (kupiony okazyjnie jako lokata kapitału, chyba trzeba mu naprawić zamek). Zanim Babcia sprowadziła pomoc, Bebunio siedział w samochodzie dobre pół godziny. Na szczęście był to hatchback, więc przelazł z bagażnika do wnętrza, ale otworzyć się od środka nie był w stanie.
Ogólny nieład, jaki zastałam po powrocie, nie pozostawił wątpliwości, iż jestem jednak w domu niezbędna. Uff...