Pierwsza Komunia Niteczki.
Poważna sprawa, zwłaszcza, że jeśli chcemy uczestniczyć w uroczystości, musimy się delegować do dużego miasta - z Babcią i Dziadzisławem, rzecz jasna. W przedostatniej chwili zjawia się drugi wuj, ten od samochodów, i ofiaruje się pozostać na gospodarstwie, więc cała trzypokoleniowa reszta, po dwie sztuki z każdego pokolenia, ładujemy się do busa, gdzie wchodzi sześć osób, i turli-turli, jedziemy.
- Wuju, ale dlaczego założyłeś te ładne spodnie? W wielkim świecie - wiemy z Babcią, bo oglądałyśmy Eurowizję - nosi się teraz jeansy dziurawe i pochlapane farbą.
- Takie to ja noszę na co dzień - wuj macha lekceważąco ręką.
Jasne. Nie zna się na modzie nic a nic. Przez niego od razu będzie widać, że przyjechaliśmy ze wsi.
- A ty - odcina się po chwili - czemu włożyłaś sukienkę? Teraz się chodzi w samych rajstopach!
- No, chyba ty - cytuję ulubioną ripostę Niteczki i wszyscy pękamy ze śmiechu ogarnięci wizją wuja w rajstopach.
Wszystko się udało, uroczystość uroczysta, przyjęcie przyjęte, uff.
Wracamy.
Babcia trochę się obawia, że wuj nie poradzi sobie z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Przyjeżdżamy.
Podwórko wykoszone, samochody umyte, w domu przygotowany w przeddzień obiad zjedzony, naczynia pozmywane, i nawet stara cygańska patelnia, która ma lat tyle co ja, wyszorowana do białości. Nigdy jej takiej nie widziałam.
Obmyślamy teraz, dokąd by znowu pojechać, żeby dać wujowi szansę wykazania się w pracach domowych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz