piątek, 10 listopada 2017

Wyprawiłam Babcię do okulisty do dużego miasta. Zapakowałam do busa, pojechała. Powiedziała, że spotka się ze swoją koleżanką z podstawówki i prawdopodobnie zostanie u niej na noc. No, i bardzo dobrze. Niech sobie dziewczyny posiedzą, pogadają. Dobrze.
Tymczasem zostałam panią na włościach.
To dziwne uczucie: jest tyle rzeczy do zrobienia, że aż nie wiem, od czego zacząć.
Siedzę więc i patrzę na zamglony jesienny świat.
Zanim rzucę się w ten wir domowej krzątaniny, zapamiętam mgłę na polach, krople dżdżu na żółtych listkach małej brzózki, zieloniutką, mokrą trawę. 
Jest listopad, przemawiam do siebie. Listopad.

poniedziałek, 6 listopada 2017

Wuj Adam, zachęcony i zmotywowany, zupełnie znienacka zrobił schody. To znaczy takie, które już były, krzywe i brzydkie, wyprostował i obłożył płytkami. Rzecz niebagatelna, schody są wewnętrzne - na piętro, a ich czyszczenie doprowadzało mnie wielokroć do rozpaczy (dopóki sprytnie nie scedowałam tego obowiązku na Mańka). Więc mamy schody.
Tymczasem Bebunio obchodzi jedenaste urodziny. Babcia życzy mu wszystkiego najlepszego: zdrowia, i szczęścia, i dobrych stopni...
- Dobre stopnie już mamy - odpowiada Bebunio. - Wuj zrobił!