...więc sama jestem sobie winna, gdyż nie słucha się bezkarnie w październiku "The colour of spring" Talk Talk, płyty przegranej dla mnie na kasetę ze dwieście lat temu, a teraz cudem odnalezionej w radiu samochodowym jednego z wujaszków.
Namieszałam, a teraz się dziwię, że świat stoi na głowie.
A jesień wszak jest szaleńczo piękna tego roku. I to nie tylko na moim podwórku, odbywamy z koleżanką A. podróże prozdrowotne w dalsze rejony naszego pięknego kraju, ja w charakterze kierowcy, bardzo z siebie dumna i coraz pewniejsza na drogach krajowych i powiatowych, za to A. coraz bardziej zrażona do wielkomiejskich korków i nieobyczajności taksówkarzy (ignorujących na przykład zasadę, ze kobieta zawsze ma pierwszeństwo). Oraz do sytemu ochrony zdrowia.
U mnie w ogódku nie mam na przykład takich pomarańczowych dyni. Wyrosły nam tylko takie zwykłe, zielone.
Liście z topoli pospadały i jabłka z kronselek.
Jakiś brzeziniak za rowem pali macinę, dym jest biały, gęsty i pachnący.
Posypał mi się misterny plan współpracy dowozowej, w związku z czym muszę ponownie jechać do szkoły po drugiego syna. Jedengo już przywiozłam, drugiego miała przywieźć sąsiadka, razem z własnym, ale ten własny nie był dziś w szkole.
Więc lecę. Zostawiam jeden z kolorów wiosny.