Piątek. Spazmatyczny atak zimy. Wieje, pada, zawiewa, jest ciemno. Śnieg zalega nawet na drodze krajowej, na bocznych błyskawicznie tworzą się zaspy. Wracam z chłopakami z miasteczka, odwozimy jednego kolegę - harcerza, jazda jest niesamowita.
Wjeżdżamy na naszą, boczną drogę. Nawet nie jest bardzo zasypana.Widzę, że kilkaset metrów z przodu miga żółte światło. Oho - pług śnieżny? Dziwne, skoro nawet na krajówce jeżdżą te pługi na okrągło i nie nadążają z odśnieżaniem, a tu -
Jakiś samochód próbuje go wyprzedzić, robi ze trzy podejścia, w końcu mu się udaje. My też podjeżdżamy bliżej, patrzę -
a to nie pług, tylko kombajn do koszenia zboża. W środku wybuchu zimy. Jedzie powoli, miga żółtym światłem, zajmuje trzy czwarte szerokości drogi, tył na letnich oponach (jakżeby inaczej!) zarzuca mu to w lewo, to w prawo, trudno wyprzedzić.
Matkobosko.
Nawet z tego wszystkiego nie spojrzałam, czy kabinę miał zabudowaną, czy otwartą... Brr...
Radosnych Świąt Ci życzę moja droga.
OdpowiedzUsuńGdzie jesteś? Zaglądam i zaglądam, a Ciebie nie ma i nie ma :(
OdpowiedzUsuńNo, jestem przecież :D
Usuń