Świat za oknem taki jakiś bardziej wiosenny. Wróble śpiewają głośniej i kiedy wstajemy rano do szkoły, jest już jasno.
Dzisiejszy poranek na przykład cały różowy, i falbankowy od wesołych obłoczków. I albo mi się wydaje, albo moja ulubiona olszynka puszcza do mnie oko.
Wiem, wiem, wydaje mi się. Synów do szkoły wysłałam z Dziadzisławem, sama zostałam w łóżku i celebruję grypę. Mam czas do końca wtorku.
Narodziła się we mnie potrzeba posiadania wiosennego płaszcza i jak się chwilę zdrzemnę, może uda mi się coś znaleźć, wyłowić z sieci. Na razie czuję się bardzo zmęczona wysyłaniem dzieci do szkoły, kontemplowaniem poranka i piciem kawy przygotowanej przez niezawodną Babcię.
Udało mi się również umówić z Arkadiuszem, który potrafi zamieniać wieprzki w pyszne kiełbaski. Nie robi tego, niestety, za darmo, więc muszę szybko kupić ten płaszcz, bo potem mogę już nie mieć pieniędzy.
Jeju! Jaki ten świat jest różowo-świetlisty!
...idę już, idę. Pod kołderkę.