Wyprawiłam Babcię do okulisty do dużego miasta. Zapakowałam do busa, pojechała. Powiedziała, że spotka się ze swoją koleżanką z podstawówki i prawdopodobnie zostanie u niej na noc. No, i bardzo dobrze. Niech sobie dziewczyny posiedzą, pogadają. Dobrze.
Tymczasem zostałam panią na włościach.
To dziwne uczucie: jest tyle rzeczy do zrobienia, że aż nie wiem, od czego zacząć.
Siedzę więc i patrzę na zamglony jesienny świat.
Zanim rzucę się w ten wir domowej krzątaniny, zapamiętam mgłę na polach, krople dżdżu na żółtych listkach małej brzózki, zieloniutką, mokrą trawę.
Jest listopad, przemawiam do siebie. Listopad.