sobota, 22 sierpnia 2015

Powiało i przestało.
Czekamy na deszcz; obrzęd umycia samochodu nie pomógł. Zmarnowałam tyle wody na umycie samochodu, który będzie zaraz wyglądał tak samo, jak przed myciem, wystarczy, że pojadę do miasteczka i z powrotem. Kurz z żużlówki wdziera się do środka, osiada na desce rozdzielczej, brudzi palce, zostawia ślady na jasnych sukienkach.
Wkładam jasną sukienkę na rozprawę w sądzie. Trzeba czekać półtorej godziny, na szczęście wzięłam ze sobą przezornie norweski kryminał z półki z nowościami w gminnej bibliotece. Nieopodal siedzi i czeka mój były małżonek, podwójnie nieszczęśliwy, bo chciałby mi wiele rzeczy powiedzieć, ale nie ma odwagi. Oprócz nas w poczekalni jest jeszcze kilka osób. Przecież nie będzie mnie obrażał przy świadkach.
Kryminał mi się podoba. Jest  jasny, precyzyjny. Dobro jest dobre, zło demonicznie piękne i złe, wątki podopinane. Pomaga mi, w sali sądowej jestem jasna i precyzyjna, a kiedy wychodzę, okrutnie zmęczona. 
Spakowałam rzeczy Niteczki. Któregoś dnia przyjechał po nią tata, koniec wakacji, czas przejściowy: aklimatyzowanie się w mieście. Na "wieczorku pożegnalnym" dzieci opowiadały wszystko naraz, piliśmy colę. Potem machaliśmy odjeżdżającym na pożegnanie.
Następnego dnia Bebunio wstaje późno, zmarnowany, zły.
- Już nigdy więcej nie będę pił coli po dwudziestej - zarzeka się.
Oby!


1 komentarz: