Leżę.
Leżenie jest fajne. Uprawiam je mniej więcej od środy - dziś niedziela - i jeszcze mi się nie znudziło. Widocznie tak trzeba, tłumaczę sobie. Jak nie będę musiała już leżeć, po prostu wstanę i pójdę.
A na razie idę. Położę się, przykryję kocem, będzie cudownie.
niedziela, 23 grudnia 2018
niedziela, 16 grudnia 2018
wtorek, 4 grudnia 2018
Mam stół podobny do bramy triumfalnej.
Czyli poszłam do sklepu i kupiłam wielki stół, przy którym zmieści się cała rodzina, która przyjedzie na święta.
Bardzo się cieszę, bo marzyłam o takim właśnie. Muszę mu teraz uszyć piękne obruski.
Kiedy zachorowałam, dziewczyny przeprowadziły zbiórkę pieniędzy na moje leczenie. Ale póki co nie potrzebuję czynić jakichś nakładów finansowych, nie biorę drogich leków (neoparina jest refundowana, płacę za nią grosze, a w nutridrinki zaopatrują mnie Edzia z Beatką, na zmianę).
Więc mam stół!
I Fruzię na kolanach.
I cudowną, szarą pogodę (jak Barbara po wodzie - hm, hm???).
I własnie chyba machnę sobie kawkę. Mam raka i jestem szczęśliwa.
sobota, 1 grudnia 2018
Nie mam pojęcia, co się stało z listopadem. Był, był, był - i nagle grudzień.
Ale jeszcze wczoraj był piątek. Piątek cały spędzam poza domem, w szpitalu, od bialuśkiego rana do ciemnej nocy. Syny pakowały się same na biwak - bo przecież w czwartek, przy matce, nie honor. Więc miałam kapanie chemii urozmaicone licznymi telefonami typu: matko, gdzie mój śpiwór, matko, gdzie mój mundur, matko, matko.
A jeszcze wcześniej byłam u swojej ulubionej pani kardiolog.
Pani kardiolog miała w gabinecie stażystę.
- O - mówię. - Pan na staż do kardiologii? Nadaje się. Przystojny!
Pani kardiolog za to zażądała ode mnie dokumentów, jakie zazwyczaj powinnam przy sobie mieć. Na przykład wypisu z poprzedniego razu, sprzed tygodnia.
No, ale ja tego dziś przy sobie nie mam. Jechałam tutaj i myślałam: nie mam ze sobą dokumentów i co będzie? No, i masz!
Przeszukuję kieszeń na dokumenty w moim plecaku; żeby było łatwiej, wyjęłam wszystko na lekarskie biurko i przepatruję.
- Wypis Bebunia z sanatorium... Faktura na ciuchy... Oceny Mańka z wywiadówki... Swoich dokumentów niestety nie mam.
- Ojej! Ale ja powinnam zerknąć! Ech... Da mi pani te oceny - zdecydowała się pani doktor. Ogląda oceny Mańka. Nie jest zachwycona (ja też nie), ale w końcu je oddaje, robi jakieś adnotacje w swoich dokumentach, pisze dla mnie wynik badań.
I już, i wszystko jest dobrze, u takich ludzi się leczę. Pani doktor tak poza tym jest doskonałym fachowcem w swojej dziedzinie. I myślę, że z ocen Mańka wywnioskowała wiele na temat mojego stanu.
Poza tym znowu spotkałam mnóstwo znajomych i zebrałam pozytywne opinie na temat mnie w peruce.
Peruka naprawdę jest boska! Lubię swoje odbicie w lustrze. Wysłałam do producenta maila, że robi dobrą robotę i że jestem zachwyconą klientką. W zamian dostałam paczuszkę firmowych upominków :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)