Dzień dobry.
Mam ostatnio wenę na szycie. Szyję, owszem. Jak będę miała wenę na fotografowanie, to pokażę, co uszyłam.
Na przykład nieopodal leżakuje sobie 10 metrów kremowego "deszczyku" - taka firanka w niby-kropki - i dziesięć metrów kremowej gipiury, i tyleż taśmy, i mam z tego zrobić firany dla Patrycji. Wciąż się tylko zastanawiam, czy aby wszystko dobrze policzyłam.
Ile mam sobie zażyczyć za wykonanie tej usługi? W ramach zaliczki dostałam skrzynkę jabłek, Bebunio mówi, że pysznych.
Mam wenę na picie kawy, a wieczorem na winko z mlecza. Podobno rewelacyjnie działa na przeziębione zatoki.
A przecież, kurczę, noszę tą czapkę, choć nie znoszę czapek, i to nawet nie w torbie ani nie w kieszeni.
Głęboko w środku zapadłam w sen zimowy. Nie wiem, czy przebudzę się na Święta, które zapowiadają się przyjazdowo-rodzinnie.
W tym roku mam wrażenie, że to już bardzo niedługo. A przecież wciąż jeszcze jest listopad, wciąż nie muszę skrobać szyb samochodu rano, wciąż -
Dobrze. Idę do roboty. I pranie się samo nie wstawi, jak również chociażby taka zupa. Więc oszczędzę Wam na dziś dalszych błyskotliwych refleksji. Dobrego dnia!
Ja uwielbiam twoje błyskotliwe komentarze więc nie oszczędzaj ;)
OdpowiedzUsuń