Proszę bardzo: słońca ile wlezie, przynajmniej w mojej wsi (choć żaba na babciowej stacji meteo uparcie pokazuje deszcz).
Przypomnijmy sobie datę: piąty listopada.
Ze względu na niebieskość nieba pozwoliłam, żeby w piecu wygasło. I snuję się po domu w ogromnym swetrze, nabytym w salonie odzieży używanej, a jakże, za złotówkę; sweter jest robiony ręcznie z prawdziwej wełny i ma wrabiane kolorową wełną róże i inne dziwne kwiaty, a poza tym ma dwie kieszenie, doskonałe do noszenia niezbędnych rzeczy: w prawej telefonu, w lewej tabliczki czekolady.
Bo tłuszczyk sam nie przyrośnie, o nie.
Pracuję z namaszczeniem, bo trudno o pracę i trzeba ją szanować i celebrować - a znad monitora widzę, że wójt gminy realizuje obietnice przedwyborcze - ale chyba jeszcze te sprzed poprzednich wyborów. Realizacja następuje w postaci zielonej ciężarówki star wysypującej na naszą drogę już piatą porcję świeżego żużlu. Żużel wysypywany jest umiejętnie, w żadne tam hałdy, a rozgarniają go nie mieszkańcy w czynie społecznym, lecz dwaj panowie w odzieży roboczej z profesjonalnymi łopatami.
Wybory za jedenaście dni. Hm...
Ooo ja cie, jeszcze Ci metro wybudują w czynie przedwyborczym :)
OdpowiedzUsuńU nas to samo - czyli widocznie Polska (przedwyborcza) tak już ma :)