poniedziałek, 27 czerwca 2016

Wakacje.
Więc pojechaliśmy do miasta, het, het, po Nitę, niech nie siedzi sama w mieście.
Przy okazji zabrałam dzieciomłodzież na zwiedzanie. Doskonały pomysł, w tym upale. Dzieciomłodzież wszystko uprzejmie ogląda i zgadza się grzecznie z zachwytami i wartościami, ale w głębi ducha i tak myśli tylko o przerwie na jedzenie. Albo przynajmniej na lody.
I ja mam z nimi jechać na tydzień w Beskidy. Rozum mi chyba odebrało.
Tak naprawdę wymyśliłam piękną trasę przez Sandomierz i już się nie mogę doczekać. Jak powiem, że dają tam pyszny kapuśniak, to i bachorzęta nabiorą entuzjazmu. 
W mieszkaniu, które kiedyś wynajmowałam od kuzyna w wielkim mieście, mieszka teraz syn kuzyna z żoną i maleńką córeczką. Razem z nimi mieszka też szczęście, miłość. Nareszcie.
Po naszej tam bytności nie ma najmniejszego śladu, mieszkanie przeszło generalny remont, łącznie z przesuwaniem ściany, wymianą kafelków, podłóg... Nie ma śladu po policyjnych buciorach, nie ma zacieków po kubku z kawą, nie ma nic. Jest zupełnie nowe życie.
Jak dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz