środa, 29 czerwca 2016

Centrum Warszawy, placyk przed wejściem do metra. Mnóstwo ludzi idących w różnych kierunkach, a w tym panie sprzedające kwiatki albo truskawki i czereśnie, rozdawacze ulotek, gwar, tłok.
Trochę się boję, że mi się syny zgubią. Niby wyrostki, ale jednak.
W tym wszystkim muzyka, ktoś gra na gitarze elektrycznej bardzo przyjemne wariacje na temat któregoś z aktualnych przebojów, coś znanego, a jednak podanego w tak nowy, interesujący i miły dla ucha sposób, że nawet nie chce mi się szukać w pamięci pierwowzoru.
- Ładnie gra, prawda, mamo?
- Ładnie, Bebuniu.
Wszystko pięknieje zanurzone w tej muzyce.
Bebunio odkleja się ode mnie, przedziera przez tłum, zbliża do muzyka. Wrzuca do kapelusza pieniążek i uśmiecha się - widzę odbicie tego uśmiechu w twarzy grającego na gitarze chłopca.
- Miałem tylko złotówkę i siedem groszy i tylko tyle mu wrzuciłem, ale to nic, prawda?
Prawda.
Uzbiera przecież na tą swoją podróż do Włoch czy gdzieś. Z pewnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz