Oto bohater dzisiejszego dnia. Zdjęcie nie moje, bo już nie mam siły iść po aparat. Do przebrania została z jedna trzecia, ale mogą podobno poczekać do jutra. Albo przynajmniej trochę jeszcze poczekać.
Wronie uszy! Rosną w wielkiej obfitości w sąsiednim lesie, w części zwanej przez miejscowych lasem rządowym. W odróżnieniu od tak zwanego lasu chłopskiego. Nazwy pochodzą, oczywiście, od właścicieli, las rządowy należy do państwa.
W lesie rządowym skakały rządowe żaby, dzielnie czyniąc swoją powinność, wysoko w górze krzyczały ptaki drapieżne, bliżej mi nie znane, a w pewnym momencie zarejestrowałam obecność dzięcioła, o czym donoszę zainteresowanym. To był państwowy dzięcioł, żyjący z naszych podatków.
Powiedzmy, że te grzyby to zwrot mojego podatku. Albo deputat ulgi na dzieci, której nigdy nie mogę sobie odliczyć, bo za mało zarabiam. W każdym razie nazbierałyśmy ich z Babcią, Ciocią-Babcią i z Mańkiem, że ho, ho.
Będą pyszne naleśniki. I pierogi. I nie wiem, co jeszcze.
Poza tym - cieszę się z nieuchronnie nadchodzącego roku szkolnego. Nareszcie trochę ciszy i spokoju w domu, zwłaszcza, że jutro wielki dzień zwrotu Niteczki pod matczyną opiekę.
Cieszę się już dziś :)