W mieście Tamiriana nie padał deszcz. Wszędzie indziej tak, w tym samym momencie, wcześniej albo później, ale tam akurat nie.
Do małej przychodni, w której wysokiej klasy specjalista przygotowuje małym stopom specjalne i nie astronomicznie drogie wkładki szliśmy tak piękną trasą, że żal mi było omijać ją autobusem. Szliśmy pieszo, a zamiast biletów mpk kupowałam dzielnie maszerującemu dziecku kulkę lodów, to tu, to tam.
Piłam kawę - syn sok - w ogródku kawiarnianym na starym mieście, kawa była smaczna, na stoliku świeży goździk, przy stoliku obok jakaś para rozmawiała po ukraińsku, a trochę po polsku, o transcendencji i przenikaniu.
W autobusie do pobierania krwi syn zgubił kauczukową piłeczkę, a miły lekarz ze smutnym wyrazem twarzy powiedział, że w mojej krwi jest za mało żelaza, bardzo mu przykro.
Więc przez to słońce, obok fontann, słonecznych zegarów w parku i barwnych murali, i kwiaciarek w tym samym miejscu, co zawsze, obok dziewcząt śpiewających w bramie piosenkę Adele, obok młodego ortodoksyjnego Żyda ciągnącego walizeczkę na kółkach, obok ulicznego skrzypka, ubranego jak śmierć, a grającego jak samo życie.
Zmrok zapada teraz bardzo prędko i z nagła. Zanim dojechaliśmy do domu, była już noc, zaczęło padać.
Znaczenie jednej małej literki
OdpowiedzUsuńhttp://nitkowo.blogspot.com/
Ogromne - ma moc maleństwo
Cieszy mnie to niezmiernie.
OdpowiedzUsuńNie zrobiłam tego specjalnie, przysięgam. Samo się złożyło - dowód na, jak powiedziałeś, wielką moc małych rzeczy :)