piątek, 7 listopada 2014

Jestem katoliczką i posyłam swoje dzieci na lekcje religii. Co nie jest oczywiste, w naszej małej szkolnej społeczności znajduje się kilkoro dzieci innych wyznań. Dokładnie czworo. Trudno jest zorganizować dla tej czwórki alternatywne zajęcia, zwłaszcza, że nie chodzą bynajmniej do tej samej klasy. Chodzą więc jak wszystkie inne dzieci na religię, ale mogą zajmować się czymś innym - rysują, czytają coś, odrabiają lekcje.
Tyle tytułem wstępu.
- Czy twój Bebunio zaliczył już wszystkie tajemnice różańcowe? - pyta mnie mama Agniesi.
Mój Bebuio, obawiam się, nie ma pojęcia, że różaniec dzieli się na jakieś części, a co dopiero na tajemnice.
Pytam więc jego samego, czy coś mu wiadomo o konieczności poszerzenia swojej wiedzy na temat tajemnic różańca.
- A, tak, pani katechetka coś mówiła, ale ja nie muszę.
- Jak to, nie musisz? Dlaczego?
- Bo powiedziałem, że ja chodzę do innego kościoła.
I tu ma, niestety, rację. Należymy do innej parafii.

Ale poszłam, oczywiście, do pani katechetki, i wszystko się wyjaśniło.
- Na razie odpytuję te dzieci, które same się zgłaszają - powiedziała.

Dam ja Bebuniowi inny kościół, nie ma co!

1 komentarz:

  1. Ale bystrości i sprytu można mu pozazdrościć.
    Nic złego i nieprawdziwego nie powiedział, a sprawę dla siebie załatwił pozytywnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń