Ach, biwak! Biwak był już dawno.
A przez miniony tydzień tak się nam przyjemnie chorowało. To znaczy chłopcy wzięli na siebie przykry obowiązek chorowania, a ja się nimi ofiarnie opiekowałam. Jak to przy grypie żołądkowej, cierpi się mocno, ale tylko przez pół dnia - lub nocy - a potem się leży i wraca do żywych, następnie zaś nadchodzi przyjemny okres rekonwalescencji.
Dla mnie bomba. Nie ma wożenia dzieci do szkoły z samego rana, nie ma całego ambarasu z przywożeniem ich z powrotem, nie ma odrabiania lekcji.
Właściwie to chciałabym tak przez cały czas. Niemniej jednak już trochę za późno na wdrażanie nauczania domowego...
Lepiliśmy razem pierogi i przyrządzaliśmy różne śmieszne koktajle z owoców.
Oglądaliśmy popularnonaukowe programy w telewizorze i internecie.
Graliśmy w piłkarzyki, remika i w wojnę.
Czytaliśmy na głos "W pustyni i w puszczy", bo Bebuniowi czytanie lektury idzie jak krew z nosa. Dlaczego lekturą nie jest "Dynastia Miziołków" na przykład? Bebunio nie może się przedrzeć przez pustynię, a poza tym czytana po latach książka wydaje mi się ksenofobiczna i rasistowska.
Nie zdążyliśmy zrobić świątecznych kartek, niestety. Musiałam wywieźć towarzystwo do złej szkoły.
Nie lubię szkoły, więc być może, paradoksalnie, powinnam zostać nauczycielką - ale na to też już jest na szczęście za późno.
Moja młoda ma jako lekturę "Dynastię Miziołkó" - miałem to w ręce. Jej tez niestety idzie opornie z czytaniem. Za to dziewczyny połykają książki. Kurcze jeszcze nic nie napisałem - przepraszam.
OdpowiedzUsuń