poniedziałek, 29 października 2018

Koleżanka od raka sprzedała mi pewien patent: jak się wepchnie sweter w dżinsy, to jest i cieplej w człowieka, i dżinsy nie spadają.
No i fajnie.
Pospacerowałam po mieście, spotkałam kilkoro znajomych, ucięłam pogawędkę na środku chodnika, w sklepie zielarskim kupiłam kandyzowany imbir - moje ulubione cukierki -  a w drogerii tusz do rzęs i śliczny błyszczyk (a co!).
Za to potem, czyli w niedzielę, nie mogłam się zwlec z łóżka. Chyba się troszeczkę przeziębiłam.
Dziś z łóżka wygonił mnie mus - honorowa robota czeka - i zawinęłam się w kocyk, i kot Misiek mruczy mi na kolanach jak maszynka do mruczenia. 
Wszystko będzie dobrze.

2 komentarze: