Jakoś powoli mija.
Mam na przykład tak, że jak otwieram facebooka, to chce mi się płakać. Ale to chyba normalny objaw? Szybko więc, szybciuteńko, przełączam się na ulubiona grę. I gram, pogrywam. To bardzo dobrze robi na samopoczucie, bo przynajmniej tam jestem mistrzem, coś mi się udaje, zbieram congratulations, bo wbiłam kolejny level.
Od córki przyjaciółki Babci dostałam zimowy płaszcz. Jesionkę. Cudna wełna, może wzór nie mój, ale co tam. I tak rękawy za krótkie, musiałabym skrócić dół, żeby doszyć do rękawów. Tyle zachodu, a przecież potrzebuję kurtki, nie jesionki.
No, ale skoro wpadłam w finansowy dół, perspektywa mania kurtki odeszła w dal. Wzięłam jesionkę na warsztat. Mierzę, odmierzam, zaznaczam. Zauważam, ze znakomita część jest dyskretnie, acz skutecznie wygryziona przez mole. Mówiłam: świetna wełna.
Zamiast 10 muszę obciąć 35 cm, za to rękawy mam zarąbiste. Od razu z mufką.
Tak naprawdę nie mam powodu się smucić, życie jest piękne, a jesień bajkowa, i tyle rzeczy do przeczytania przede mną.
Zamiast słodkich chłopczyków zagnieździły mi się w domu dwa wyrostki i chyba tak już będzie przez najbliższe zawsze. Strasznie dużo jedzą i zwracają mi uwagi. Uwielbiam drani.
Tyle na dziś -
podaj mi proszę namiary na Ciebie:) wiesz mailowe:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jakże miło przeczytać, że ktoś jednak pozytywnie się nastawia do życia. Jednocześnie zazdroszczę i cieszę się zarazem. Pozdrawiam bardzo cieplutko.
OdpowiedzUsuń