Uwielbiam przedwiośnie.
Umówmy się, że chodzi o czas, kiedy nie ma zimy, ale jeszcze za wcześnie na wiosnę.
Uwielbiam kolor śpiącej oziminy, burość traw, nagie gałęzie drzew i poszerzony dzięki temu horyzont. Lubię błoto, zwłaszcza, jeśli nie muszę po nim chodzić; lubię różne jego odcienie, rodzaje, barwy. Urzeka mnie surowość przyrody - żadnych kwiatków, zawijasków, miękkości, żadnego ciepła. Nawet, kiedy błyszczy słońce, jest zimno, bo wieje ostry wiatr. Trzeba naciągać kaptur i jednocześnie chować dłonie w kieszeniach.
A niebo, nie wspomniałam o niebie - jeśli jakimś cudem wiatr rozgoni chmury, widać przepyszne błękity, niebieskości totalnie nie z tego świata, absolutnie absurdalne.
Uwielbiam.
Pójdę teraz i spróbuję utkać taki chodniczek.
Hmmm... Smutno i szaro ale coś jednak w tym jest - bez względu na porę roku - uwielbiam kolor świata tuż przed burzą - niby szary , ciemny a strasznie mnie intryguje. Pączki , pączki juz dwa i wpół do trzeciego - towarzystwa kawowego jakiego bym oczekiwał brak- niestety. Wpadaj - włączam wodę i mam jeszcze pączki.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Dziś mam fawory do herbaty, chcesz?
OdpowiedzUsuń;)
Fawory - chyba zdążyły się zeschnąć? Takie zaproszenie ehhh... Podobno nic dwa razy się nie zdarza. Pozostaje nadzieja i wiara ;)
OdpowiedzUsuń