czwartek, 26 stycznia 2017

Patrzę przez okno: zima.
Śnieg skrzy się w słońcu, oszronione drzewa, w gałęziach drzew sikorki. Ślicznie, biało, zimowo. 
Wróciliśmy z  ferii zimowych, z miasta, gdzie korzystalismy z miejskich atrakcji, a nawet udało nam się dotknąć gór. I zagranicy ;)
Nie jestem pewna, jak to jest, kiedy nie trzeba o takich atrakcjach marzyć od lat. Nigdy się nie dowiem, jak to jest, kiedy się takie rzeczy ma ot, tak po prostu: wyjazd na ferie zimowe, przekraczanie granic.
I, owszem, spełniam moje marzenia niniejszym, a dzieci są ku temu tylko pretekstem.
Lubię jeździć samochodem, lubię prowadzić. Lubię zjechać na rondzie w nie ten zjazd i zawracając, wypłoszyć z krzaków bażanta.
Lubię wracać do domu.
Podczas mojej nieobecności rodziców strauszków odwiedził pewien pan, który oświadczył, że gdybym miała ochotę wyjść za mąż, to on się poleca.
Niewiarygodne powodzenie mam na tej wsi. Mogę - naprawdę! - przebierać w ofertach matrymonialnych. Ja, stara kobieta ze zmarszczkami wokół oczu, z dwojgiem wyrostków na utrzymaniu, z talentem do niczego.

Wracałam wczoraj z pracy. Mam taką malutką pracę w miasteczku, zarabiam na swoje książki, kosmetyki i inne fanaberie. Nic więcej, bo to malutka praca.
Idę przez miasteczko do księgarenki ulubionej. Pada mokry śnieg, powietrze jak mokra płachta. Mijam małomiasteczkowych przechodniów, ubranych ładnie lub brzydko, mówiących z akcentem wioskowym albo miejskim, różnych. Jestem ubrana brzydko, nie mówię nic, ale wychodząc z księgarni uśmeicham się, bo mam książkę. Była w promocji, za 9,90 zł, strasznie gruba, chyba z siedemset stron. Tyle czytania za tak mało! 
Idę i myślę, ze spośród przechodniów wyróżnia mnie mój usmiech.
"I z czego tak się cieszysz?" - spada na mnie kontramyśl. - "Ubierasz się w to, co masz, a nie w to, w co byś chciała, masz stare spodnie i znoszone buty, i czapkę, którą sama sobie zrobiłaś na drutach i która wskazuje, że wiele ci jeszcze brak w tej dziedzinie, i cieszysz się z ksiązki, którą kupiłaś nie dlatego, że chciałaś, tylko dlatego, że była w promocji".
Uśmiech jednak trzymam na twarzy dzielnie, aż do samochodu.
Wsiadam, ruszam, włączam płytę. Lana Del Ray. Nie kupiłam jej sobie, to prezent.

2 komentarze:

  1. Bo to wielka sztuka jest - cieszyć się tym co się ma, doceniać chwile i chwilki :)
    ps. Pozdrawiam znad książki, która ma 842 strony :D "Okularnik" Bondy :) Z biblioteki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aguś, zapisana jestem do dwóch bibliotek i chyba muszę jeszcze do trzeciej. Bo nie mam co czytać ;)

      Usuń