piątek, 12 września 2014

gumiaki

Mam mnóstwo roboty.
Zasiedziałam się trochę w szkole dziś rano, bo wzięta zostałam z łapanki do zapoznania się tudzież zaakceptowania bądź nie planu wychowawczego szkoły na bieżący rok szkolny, o czym właśnie dyskutowałyśmy między innymi w gabinecie pani dyrektor przy przez nią zrobionej kawie i drożdżówie z makiem. 
Więc ledwo zdążyłam kupić chleb, kiedy przyjechałam ze szkoły, samochód chlebny juz stał na drodze przy naszym podwórku. Babcia na grzybach, bo jak tu nie iść po wczorajszym deszczu i ciepłej nocy.
Piszę scenariusz dozynek, zeszłam do kuchni po kubas herbaty, kiedy zadzwonił domowy telefon, a ja niczego nie podejrzewając odebrałam.
Po drugiej stronie drutu wisiał człowiek, który kiedyś był moim mężem. Miał pretensje, że znowu chcę go wsadzić do więzienia (nie to, że już kiedyś go wsadziłam - ja tylko już kiedyś chciałam). Że z synem nie pozwalam mu się zobaczyć (ma dwóch synów przecież? Przynajmniej ze mną dwóch. Więc czemu pyta o jednego?). Że obiecał mu kupić tableta/laptopa, ale nie ma teraz pieniędzy, więc nie kupi. Roweru komunijnego - zarekwirowanego zaraz po komunii - też nie naprawił, bo to wymaga wielu nakładów. I w ogóle co mu głowę zawracam jakimś rokiem szkolnym, przeciez piórnik dziecku kupił. Dwa lata temu. Więc o co mi chodzi? 
O nic. Po prostu jestem złą kobietą.
Mam mnóstwo roboty, ale zamiast się za nią wziąć, relaksacyjnie oglądam za drogie dla mnie sukienki. Ale za to jakie ładne.
Potem jeszcze rzucę okiem na buty.
Koleżanka Babci podarowała mi czerwone gumiaczki do kolan, marki Stomil. Jesiennych szarug już się nie boję.
W ogóle niczego się nie boję.
Pięć minut dla butów, a potem wracam do pracy.

2 komentarze:

  1. Jeśli nawet się czegoś boisz, to i tak stawisz temu czoła.
    Bo jesteś dzielna.
    I mądra.
    A Twojemu ex chętnie dałabym kopa w dupę, w linii prostej na księżyc, bez biletu powrotnego.
    Uściski :-)

    OdpowiedzUsuń