poniedziałek, 5 stycznia 2015

Powiem Wam, że nie jest lekko.
Owszem, droga do sanatorium urzekająca, w tym świetle cudnym, pogoda z zachmurzeniem zmiennym, więc te liczne pagóreczki i dolineczki raz oświetlone ostro, raz w półcieniach chmur, a potem nawet w śnieżnej zamieci. Wujt orzekł, że jeśli będzie taka pogoda, to bezwzględnie zakazuje mi jechać samej tą trasą. 
Ale skąd mam wiedzieć na dwieście kilometrów w przód, jak wygląda asfalt i czy w ogóle wygląda spod lodu?
Bunio słodki, maleńki mój, z miejsca zaprzyjaźnił się z Krzysiem z pierwszego piętra, zaklepał łóżko w kącie sali (sześcioosobowej), zapunktował u kucharki, bo bez szemrania wsunął obiad, po czym rzekł:
-To idź już, mamo.
-Dobra. Dasz mi buziaka na pożegnanie?
-Nie.
Jasne, że nie, rzecz działa się w sali, w obecności współlokatorów - rówieśników.
Jak on tam sobie radzi sam ze światem? Z inną rzeczywistością? 
Zadzwonię dziś do niego, ale będę twarda i spytam:
-I co tam, synu, wszystko w porządku?
A on mi, rzecz jasna, powie, że w porządku.
Nie sądziłam, że to takie trudne. Naprawdę.

1 komentarz:

  1. Skąd ja to znam :D Ale uwierz matce 21 i 15-latka - to mija :D Nie mniej życzę aby te 3 tygodnie minęły pędzikiem :D

    OdpowiedzUsuń