Macie pomysły, co robić z trójką dzieci w drugi dzień Świąt? W domu zostawić nie można, bo albo siedzą przy komputerze i spierają o to, kto ma grać (bo czy czas potrzebny na załadowanie jakiejś gry wlicza się do czasu grania? Tak czy nie?), albo siedzą przy telewizorze i spierają, czy ma być Dzwoneczek, czy raczej Auta. A czasami, to nawet siedzą i tu, i tu.
W lesie byliśmy w pierwszy dzień, między jednym atakiem opadów a drugim. Wyjrzało nawet słońce, i widzieliśmy wszystko: sasanki, zawilce, zające, sarny, dziki, sikorki, kowaliki. A jeśli ktoś wlazł na drzewo, to widział być może więcej. A może i nie.
Z braku pomysłów i możliwości, a może nawet jednego z drugim, wybraliśmy się na spontaniczną wycieczkę nad odległe o czterdzieści kilometrów jezioro. Wszyscy przynajmniej trochę zgłodnieli, a to już duży sukces. Niektórzy zmarzli, inni bohatersko i dumnie obnoszą teraz zaczerwieniony i zakatarzony nos, większość była po prostu zadowolona.
Wciąż mnie jednak zastanawia, co robiły w tym czasie inne dzieci. Siedziały przed komputerem/ telewizorem albo biegały po wsi z pistoletami na wodę? Nie biegały, nikogo po drodze nie widziałam. Wioski i miasteczko jak wymarłe, żadnych przechodniów, spacerowiczów. pogoda może nie była specjalnie zachęcająca do przechadzek, ale co z tego?
Gdzie byli wszyscy ludzie? Jak się teraz świętuje?
Niemożliwe, że wszyscy siedzieli w domu i jedli. To już jest chyba passé?
Ja obstawiam, że wyjechali na Karaiby tudzież inne miejsce na ziemi gdzie słońce gorące :)
OdpowiedzUsuńU nas najwięcej spacerowiczów było... na cmentarzu ;)