...a dziś jest mi smutno, bo w nocy nasze domowe psy uśmierciły naszego domowego kota.
Rudasek był taki mądry, czasami sypiał w stodole i przychodził rano pachnący sianem, na śniadanie. Podchodził do drzwi i miauczał, żeby go wpuścić.
Tak cudnie wskakiwał mi na kolana, a kiedy mu się znudziło na kolanach, przemieszczał się na kark.
Tyle czasu już u nas był! Co odwaliło psom? wiosna? Jakiś dziki, marcowy zew, żądza krwi? To już nie miały na co polować, tylko na domowego kota?
I co ja mam z tymi psami teraz zrobić, jak do nich przemówić?
Chce ktoś psa? (ale to akurat nieprawda, nikomu nie oddam domowego psa, żadnego).
Żal mi Rudaska.
Został jeszcze Pasztet i Tygrys, ale to już nie to samo.
Amięski też już pół roku nie widać i pewnie też jest to sprawka psów (Amięska, kiedy jej się nasypało karmy, podchodziła i pytała z wyrzutem: "A mięsko?").
Dzień piękny, owszem. Pada deszcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz