wtorek, 7 lutego 2017

Przepiękna pogoda. Mroźno, wietrznie, padająco, usypująco zaspy - nierychliwie, ale wytrwale. Zima jak się patrzy.
Na kolanach mości mi się kot i mruczy, że chyba we wsi słychać. 
Nie było mnie wczoraj w domu bardzo długo, bo jak zawiozłam dzieci rano do szkoły, tak i z dziećmi wróciłam, ale tylko na chwilę, bo zaraz musiałam zawieźć Bebunia do logopedy. Rano, kiedy szłam do samochodu, odśnieżyłam dróżkę od domu do drogi, ale niespecjalnie dokładnie, bo spod śniegu wyzierał czysty lód, a z dwojga złego lepiej chodzić po śniegu niż po lodzie.
Kiedy wróciliśmy od logopedy i z drobnych zakupów, trzeba było robić obiad i odrabiać lekcje, i zaraz zrobiło się ciemno. 
Więc kiedy wieczorem szłam doić krowę, śnieg wpadał mi do chodaków. Nie odgarnęłam ścieżki i zapomniałam pogonić chłopców, zrobiliby to z przyjemnością.
Ale cóż.
Wydoiłam krowę, nalałam ciepłego mleka pieskom, pospuszczałam je z łańcucha.

Chłopcy na fali zeszłorocznego sukcesu Mańka chcą wziąć udział w konkursie literackim dla dzieci i młodzieży. Bunio zaczął od wymyślenia pseudonimu: "Zwykły człowiek".
Maniek napisze fantastykę, bo "takie rzeczy łatwiej jest pisać".
No, zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz