Właśnie
upiekliśmy z Bebuniem ciasteczka.
Ciasteczka
robi się z twarogu, masła/margaryny i mąki – mniej więcej w
równych proporcjach, dodaje się jeszcze szczyptę soli i proszek do
pieczenia, wszystko trzeba wyciachać nożem, zagnieść, schłodzić,
wałkować, wycinać szklaneczką i nadziewać dżemem, takim, którego akurat się
ma najwięcej. Piec w wysokiej temperaturze – nawet 240 stopni, po
upieczeniu posypać cukrem pudrem. Niestety podczas pieczenia dżem
wypełza na blachę i się przypala.
-
Super ciasteczka upiekliśmy! Dzięki, mamo, że nauczyłaś mnie je
piec. Fajnie tak coś zrobić razem, wtedy są najlepsze efekty! -
syn mój Bebunio jest bardzo uspołeczniony, na pewno nie ma tego po
mnie. - Zrobiliśmy to razem, to nasze wspólne dzieło!
-
I wuja – dodaję lojalnie. - Wuj otwierał słoiki z dżemem.
-
I moje – dodaje Maniek. - Pomagałem ci ciachać to wszystko nożem,
jak ci się ręka zmęczyła.
Jeju.
Nasze wspólne dzieło: ciasteczka.
Myję
blachę, kuchenne blaty, podłogę, Bebunia i myślę, że jednak
wolałabym te ciasteczka robić sama – ale wtedy nie byłoby, hm,
efektu.
Niestety.
Kiedy
wczoraj przywoziłam chłopców z harcerskiej zbiórki,
nieoczekiwanie wpadłam w poślizg. Była to mała wsiowa uliczka,
uroczo zaśnieżona i oblodzona, wszystkie są takie oprócz krajowej
dziewiętnastki, więc jeżdżę po tym cały czas, żadna to dla
mnie nowość, aż tu nagle ziuuu – i nie wiadomo, hamować, nie
hamować, odbiłam w lewo, bo przy prawej stał samochód, i
znalazłam się w polu, w ubitym, zlodowaciałym śniegu, na którym
mój samochód po prostu się zawiesił.
Ojej.
Na
szczęście z pobliskiej zagrody natychmiast przybyło ku nam dwóch
panów z łopatą, odkopali, wypchnęli, i nie muszę w polu czekać
na odwilż.
Wyciąganie
samochodu z zaspy to nie jest rzecz, którą można wykonać
samodzielnie. Choćbym nie
wiem, jak bardzo chciała.
Po
kilku godzinach w zupełnie innym miejscu natknęłam się na
samochód, który zawisł na poboczu, bo mijał się z ciężarówką.
Zatrzymałam się z czystej wdzięczności za pomoc, której niedawno
doświadczyłam; czułam się w obowiązku odpłacić przynajmniej
zainteresowaniem. Zainteresowanie zaowocowało przynajmniej tym, że
zaraz zatrzymał się ktoś kolejny i następny, i czterech chłopa
bez trudu przestawiło zawiśnięty samochód na właściwe tory.
Bo
czasami nawet dwie osoby nie wystarczą.
Jesteśmy
sobie potrzebni. My ludzie, sobie nawzajem.
Miłej
niedzieli!
PS Maniek zabiera się za czytanie lektury szkolnej "Ten obcy". Wziął do ręki, przejrzał, przeczytał wstęp.
- A miałem nadzieję, że to będzie coś o kosmitach - wzdycha.
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz