No, i rozpuściło się. Widać wreszcie trawę, dziwnie brunatnożółtą. Do asfaltu prowadzi rzeka żużlowego błota.
Powzięłam wczoraj nieśmiały zamiar, ażeby umyć samochód, ale nim zdołałam zamiar wprowadzić w czyn, czyli nim dojechałam do domu, chlust brudnej wody na boczne szyby, kiedy omsknęło mi się koło na zamarzniętej koleinie, uświadomił mi bezsensowność przedsięwzięcia.
W nocy deszczyk wyrównał umaszczenie ochronne na karoserii - i niech będzie.
U synów odkrywam ogromne pokłady niewiedzy i brak fundamentów. Jak udało się jednemu z lepszych uczniów - Mańkowi - przemsknąć dwa lata nauki języka rosyjskiego bez umiejętności płynnego czytania prostego tekstu z podręcznika?
Tłumaczy mi się, że literki mu się mylą.
Moja wina też, bo ograniczałam się w szeroko pojętym ostatnim czasie do sprawdzania odrabialności prac domowych i marudzenia po wywiadówkach, że mógłby się bardziej wziąć. Bo mógłby.
Zgroza, po prostu zgroza, na jakim poziomie jest edukacja. A przed nami jeszcze dobra zmiana w postaci reformy; nie mogę się doczekać.
Innymi słowy - po szkole mamy w domu nauczanie domowe.
Czasami myślę, że wolałabym jednak chodzić do pracy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz