piątek, 21 kwietnia 2017

Jest tak zimno, że codziennie rano słyszę:
- Mamo, jest minus jeden (albo minus dwa, albo plus trzy, nieważne). Chyba nie wyślesz nas do szkoły na rowerach w taki mróz?
A potem, już przy wychodzeniu z domu, moja kwestia:
- Bebunio, weź kurtkę!
Bebunio bierze kurtkę pod pachę, wiezie ją w samochodzie do samej szkoły, po czym biegnie do szatni - żeby nie zmarznąć - i kurtka nie jest mu już potrzebna. Po południu będzie przecież ciepło. 
Zwłaszcza w samochodzie.
Czy za moich czasów też było tak zimno? Jeździłam rowerem przez cały rok. I fajnie, ze miałam rower.
Owszem, było zimno. Z całą pewnością, pamietam, jak grabiały mi ręce.

Tymczasem jest rok 2017, wiozę moje dziateczki samochodem, prawie Ameryka, zatrzymujemy się na drodze przy rowie kilka razy, bo między nie rozwiniętymi gałązkami brzózek widzę jakiegoś ciekawego ptaszka, jednego już zidentyfikowaliśmy jako paszkota, w zeszłym roku mieszała tu na pewno dzierzba, ale ten, taki smukły i zielony? Jak schowa się w liściach, nie będę mogła dokładnie mu sie przyjrzeć.
- Dziwna z ciebie matka - przerywa mi Maniek. - Miałaś nas wieźć do szkoły, a nie oglądać sobie ptaki.
- Cicho, dziwny synu - próbuję odbudować autorytet. - Przecież nawet, jak się spóźnimy, to was usprawiedliwię. Wiesz przynajmniej, co to za ptak?
- O, matko. Atlas wie.
Ale w atlasie za dużo podbnych, muszę się ptaszkowi przyjrzeć jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz