Rankiem jest jeszcze chłodno, ale Bebunio upiera się, że nie założy kurtki.
Bebunio.
Gdzie się podział mój mięciutki, słodki? Teraz jest wysoki, smukły, o drobnej twarzyczce ginącej w przydługich, gęstych włosach.
Ale na spacer ze mną nie chciał iść. Ogarnęłam się, zawinęłam kaszę w piernaty, zamarynowałam mięsko na gulasz, namówiłam wuja, poszliśmy. Zrobiliśmy po lesie i mokrych łąkach na przełaj, i torfowiskach (buty do prania) z piętnaście kilometrów. Nie było nas trzy i pół godziny.
Jak pachnie las pełen zawilców! I kaczeńce na łące!
Ludzie!
Obiad wszystkim smakował niezmiernie, bo był znacznie opóźniony. Oto i niezawodna przyprawa. Nikt nie marudzi, nie grymasi, wszyscy się cieszą, że w ogóle coś dostali ;)
Jestem szczęśliwa, bolą mnie nogi, idę w truskawki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz