piątek, 31 sierpnia 2018

Któregoś dnia odwiedził mnie mój były małżonek. Właściwie, to sama do niego zadzwoniłam, gdyż wydawało mi się, że w obliczu mojej rychłej śmierci powinniśmy poczynić pewne ustalenia dotyczące naszych wspólnych chłopców. Małżonek przyfatygował się osobiście, żadnych ustaleń czynić nie chciał, bo przecież będę żyła długo i szczęśliwie, przytaszczył bukiet kwiatów.
Kwiaty, owszem, ładne.
Nie wiem, czemu, ale jakoś nie umiem pozbyć się pewnej rezerwy. Niby nie mam podstaw, by negować jego szlachetne intencje, ale jednak... Niby zachowuje się w porządku, ale...
- Pójdę porozmawiać z lekarzem - były małżonek podnosi się z krzesła.
- Nic ci nie powie - konfabuluję. - Jak poszła do niego moja siostra to powiedział, że już raz rozmawiał z rodziną i nie będzie każdemu z osobna wszystkiego opowiadał.
- Jednak spróbuję - i poszedł.
Nie jestem pewna, czy chcę, żeby mój były małżonek wiedział wszystko o mojej chorobie. Niby nie mam nic do ukrycia, ale po prostu mu nie ufam.
Nagle przybiega doktor L. Minę ma taką, jakby co najmniej chciał mi jeszcze raz powiedzieć, że mam raka.
- Nifko. Przyszedł do mnie jakiś mężczyzna, mówi, że jest twoim mężem...
- Byłym - wtrącam.
- ...i chce uzyskać informacje o stanie twojego zdrowia. Co mam mu powiedzieć?
- Najlepiej nic... A jeśli się będzie bardzo upierał, niech po informacje zwraca się do mojej rodziny.
- Dobrze - uśmiecha się doktor L. I biegnie z powrotem.
Lubię go, tego doktora L.

3 komentarze:

  1. Ty się, kochana, na tamten świat tak szybko nie wybieraj. Rak jest teraz chorobą przewlekłą, a medycyna gna do przodu z prędkością światła i nie wiadomo, co wymyślą wkrótce. Trudno mi się pisze, bo nie napisałaś, co to za rodzaj nowotworu, a ja boję się Cię urazić czy coś chlapnąć nietaktownie..
    A jak chłopcy się w tej sytuacji odnajdują?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sasha, nie napisałam, co to za nowotwór, bo nie wiem:) Nikt nie wie. W papierach mam "nieokreślony". Lekarze starają się określić,owszem, ale nie mają łatwo: w ciągu ostatniego miesiąca miałam trzykrotnie przetaczaną krew, przeżyłam jedną operację i jeden zabieg w znieczuleniu ogólnym. Nie mogą mnie zanadto "męczyć" diagnostyką. Dostaję chemię na ślepo,o szerokim spektrum.
      Chłopcy natomiast - teraz, gdy jestem w domu na drugiej przepustce, uwierzyli,że kiedyś wrócę do domu na stałe, że to kwestia czasu. Są dla mnie wzruszająco dobrzy :)

      Usuń
    2. Tak, Twoje chłopaczki są wspaniałe, więc nietrudno mi sobie wyobrazić, że Ci teraz dobrze. To między innymi przez nich tu jestem :) Przychodząc tu kilka lat temu, zwróciłam uwagę, jak fajnie o nich piszesz. I o życiu, o codzienności, z nimi w tle. No i zostałam.
      Jeśli miałaś zabieg, to pewnie pobrali jakieś próbki, które dadzą odpowiedź na pytanie, z jakich komórek zbudowany jest ten nowotwór. Bo gdzie konkretnie się umiejscowił, to pewnie tk pokazała? Ech, pobyt w szpitalu nie działa na psychikę dobrze, co innego dom i rodzina.

      Usuń