No, więc przeżyliśmy. Dotrwaliśmy do błogosławionego czasu między świętami a Nowym Rokiem, kiedy to, według babci, nie wolno nic robić. Zwłaszcza nic z tych rzeczy, na które mam ochotę: szyć, pruć, dziergać. Nic w tym guście.
Zajadamy więc potulnie resztki ciasta. Siorbiemy herbatę. Lub naparsteczek wina.
W samochodzie mam poprzymarzane drzwi. Ot, atrakcja: wsiadać od pasażera. Reszta jakoś odtajała, moje nie.
Przeczytałam trzy książki i kawałek czwartej. Grałam z dziećmi w Rumikub i Eurobiznes. Śpiewaliśmy kolędy (Bez urazy, mamo - szepnął mi do ucha konfidencjonalnie Bebunio - ale strasznie fałszujecie).
Niteczka uczyła nas pastorałki o kolędnikach-wędrownikach, z gwiazdą na patyku, co to pogubili wszystkie nuty ze starych śpiewników, grają teraz na gitarze, rokandrola niosą w darze. Kolęda była z pokazywaniem. Za opieszałość w nauce dostałam dwa karne buziaczki.
A potem wszystko zostało przysypane śniegiem i ścisnął mróz i tak na razie jest.
Zdaje się, że jednak jestem złą matką, a już na pewno nie jestem matką doskonałą.
Niteczka poskarżyła się mamie po wakacjach, że trudno ze mną wytrzymać, bo ciągle się śmieję. A rodzone dziatki prosiły mnie onegdaj, żebym była trochę bardziej poważna, tak, jak inne mamy. Może więc nie zapewniam mym dzieciom poczucia bezpieczeństwa, tylko nieustanny kabaret. To, zaiste, może być trudne do zniesienia.
Aczkolwiek kiedy próbowałam być poważną matroną, latorośle nie za długo to wytrzymały i błagały mnie, żebym już była taka, jak zwykle.
Ot, siła przyzwyczajenia.
Nifka, jak Ty zostaniesz poważną matroną, to się świat skończy!!! :)
OdpowiedzUsuńWszelakiego dobra tego widzialnego i tego nie(widzialnego) w Nowym Roku 2015 życzę :)