piątek, 6 marca 2015

O tym, jak można niechcący kupić płaszcz.
Gdyż w miasteczku otwarto nowy sklep, który postanowiłyśmy z Babcią zwiedzić przy okazji rutynowej wizyty w markecie. Sklep polskiej marki, ale nie wiem, czy mogę powiedzieć, jakiej. Są tam spodnie dla Mańka - dziesięcioletniej chudzinki o wzroście 162 cm - różne fajne, ale trochę drogie bluzki, wisiały też płaszczyki. Dla sprawdzenia rozmiarówki przymierzyłam. Tak, polska firma spełnia polskie standardy: mieszczę się doskonale, i rękawy nie są za krótkie.  Do przymierzalni zaglądnęła Babcia.
- Ładny! Ile kosztuje? - wyciągnęła metkę zza kołnierza. - Nie tak drogo, bierz!
Spostrzegawcza ta Babcia - myślę sobie idąc do kasy. - Nie dość, że zauważyła cenę używanych płaszczy, które oglądałam na allegro, to jeszcze skalkulowała, ile powinien kosztować nowy, i wyciągnęła wniosek, że ten nie jest za drogi. 
Płaciłam kartą.
Już w samochodzie Babcia upewnia się:
- Naprawdę zapłaciłaś za niego tylko czterdzieści złotych? To jedźmy teraz do optyka, bo bez tych okularów  prawie nic nie widzę!
- Czterdzieści, to był rozmiar, nie cena - uśmiecham się.  - Kosztował trochę więcej.
- Ojej... Ale nie oddawaj go, ładny jest.
Co prawda, to fakt. Ładny.
Tylko wiosny jeszcze nie ma...

2 komentarze: