Tak się porobiło, że nie mogę wstawić komentarza tam, gdzie bym chciała wstawić, a nawet odpowiedzieć nie mogę na te u mnie :(
Nie wiem, czy to wina programu antywirusowego, czy pogody. A może decydującą rolę gra tutaj nowy zapach mojego żelu pod prysznic. Nie wiem.
W każdym bądź razie z kwiatów mlecza robimy "miodek". Świetnie zastępuje apteczne syropy przeciwkaszlowe, syny przy przeziębieniu dodają go do ciepłego mleka.
Robię go tak: 300 kwiatów mlecza rozkładam na godzinę na białym obrusie, żeby niechciani mieszkańcy mogli sobie pójść. Najczęściej są to takie czarne muszki. Jak już sobie pójdą, wrzucam kwiaty do gara i zalewam 1,5 litra wody. Zagotowuję, pogotuję chwilę, odstawiam na dobę.
Następnego dnia dokładnie odciskam "kompocik", dodaję sok z dwóch cytryn i kilo cukru. Gotuję, od momentu zagotowania, z godzinkę - dłużej mi się nie chce - i zamykam w małych słoiczkach. I już.
Babcia nastawia też winko z kwiatów mlecza - ma cuuudowny smak i doskonale wyciąga człowieka z przeziębień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz