Jadę do wsi gminnej, muszę odwiedzić pocztę i GOK. Babcia chce jechać ze mną, żeby odwiedzić tamtejszy cmentarz. Proszę bardzo.
Pogoda niezbyt fajna - zimno i popaduje, w dodatku boję się trochę, że Babcia znowu mi się gdzieś zgubi, więc proponuję, że pochodzę z nią po cmentarzu, a potem ogarnę swoje sprawy i wracamy, po drodze zabrawszy chłopców ze szkoły.
Babcia mówi, że nie, nie ma takiej potrzeby, ona sobie spokojnie pochodzi, a ja spokojnie pozałatwiam co tam chcę, wprawdzie ona nie ma ze sobą zegarka, ale możemy umówić się za godzinę pod sklepem. Kontrolnie wyjmuję telefon.
- Jest dwunasta trzydzieści, więc o wpół do drugiej pod sklepem - infromuję, potwierdzam.
- Tak - mówi Babcia.
Zostawiam ją wśród zniczy, chryzantem, pomników, znajomych.
Na poczcie nie ma kolejki, w GOK-u nie ma szefowej, w bibliotece nie ma nowości. Szast-prast - uwinęłam się w dwadzieścia minut. Wracam na cmentarz.
Ludzi nie ma tak dużo. Oblatuję cały w kółko, Babci nie widzę. Cóż, może zmarzła i znajdę ją w sklepie.
W sklepie nikogo nie ma.
Hm.
Nie będę przecież tak latać w te i we wte, spokojnie poczekam. Pod sklepem.
Minęło pół godziny. Nic.
No, zgubić Babcię we wsi gminnej, to trzeba mieć szczęście!
Jadę na cmentarz. Na cmentarzu pusto, deszcz przepłoszył najwytrwalszych.
Zaczynam się na serio martwić. Wracam pod sklep.
Za chwilę muszę jechać do szkoły, bo chłopcy właśnie kończą lekcje. Gdzie Babcia, gdzie Babcia? Co jej się mogło stać?
Mija właśnie czternasta. Babcia jak gdyby nigdy nic materializuje mi się we wstecznym lusterku, wysiada z samochodu w towarzystwie baby w różowym berecie, całują się na pożegnanie, Babcia cała w skowronkach.
Zimno było na tym cmentarzu, ale spotkała Bognę, więc sobie pogadały w jej samochodzie. No, ale jak to: tyle czekam? Przecież umawiałyśmy sie o czternastej?
I chyba jestem złą córką, bo jednak nie umiem przyznać jej racji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz