wtorek, 15 listopada 2016

Nie widziałam wielkiego księżyca, chociaż kilkakrotnie wychodziłam na ośnieżony balkon. Chmury, chmury, przesączający się przez nie blask.
Rano oskrobaliśmy oszronione szyby i pojechaliśmy z chłopakami do szkoły, w ten wtorek, w głąb wtorku.
Jest chyba dobrze: nowa sukienka odegrała swą rolę dwukrotnie, ale wykończona jest tak niestarannie, i wykonana z obrzydliwego poliestru, którego letnim żelazkiem się nie wyprasuje, a gorącym wyświeci - że naprawdę. Polska sukienka z polskiego sklepu. Za wcale nie małe pieniądze.
Nic, tylko odpalać maszynę do szycia.
Ten śnieg nastraja zimowo, spadł i poleguje, roztapia się niespiesznie na południowych, hm, stokach.
Trudno uwierzyć, że to dopiero połowa listopada.
Dociera do mnie czysta umowność dat, miar czasu.
Myślę o przyjemnym rodzinnym spotkaniu z okazji Bożego Narodzenia.
Jest mi z tym dobrze.

1 komentarz:

  1. Dopiero połowa listopada, a sceneria zimowa, ale piękna ... przepowiadam długą i mroźną zimę - moje koty spasły się niemiłosiernie ;)
    A ten księżyc naprawdę wielki był!

    OdpowiedzUsuń