środa, 30 listopada 2016

Szast-prast i zrobiła się bardzo ładna zima.
Właściwie to nie mam nic przeciwko zimom. Niech już będą.
Zwłaszcza, odkąd w salonie odzieży używanej kupiłam sobie cieplutką wełnianą princeskę pasującą do wszystkich moich butów.
Tudzież odkąd pożyczyłam wujowi samochód, żeby sobie pojechał do miasteczka i kupił jakiś potrzebny wichajster do swojego samochodu, rozbebeszonego bezbronnie.
Kiedy wrócił, zamiast montować wichajster, natychmiast zabrał się za wymianę moich opon na zimowe.
Więc teraz to ta zima może sobie być i być. Mogłoby nawet dopadać trochę śniegu, ale tak, żeby asfalt przynajmniej gdzieniegdzie został czarny. I do marca - śmiało, może być taka zima.
Mam czapkę i rękawiczki.
Syny też mają, ale nie noszą.
Podłe wyrostki.
I wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że wczoraj wieczorem wracając z dziećmi z basenu dałam się złapać policji, we własnej wiosce, w miejscu, gdzie zawsze się czai drogówka. Było tak pusto i zimno, nikt nie jechał z naprzeciwka, nie mrugnął, a ja bardzo chciałam do domu i do herbaty. Przekroczyłam prędkość o dwadzieścia kilometrów. 
Jeju. Zawsze przekraczam. Przez całe życie jeżdżę jak pirat drogowy, a drogówka mnie łapie pięć kilometrów od domu, tam gdzie zawsze.
No, nie jest to miłe uczucie, oj, nie jest.

1 komentarz:

  1. Haha - ja na Mikołaja dostałe stówkę do zapłaty i to tam gdzie zawsze stoją.

    OdpowiedzUsuń