Często ostatnio bywam na pogrzebach i zastanawiałam się już, czy to taki rok, czy to taki mój wiek. Mam już nawet stosowny pogrzebowy strój: czarne spodnie, czarne szpileczki, płaszcz.
Miesiąc temu umarła na ten przykład pani Mania Podlaska, oczywiście nazwisko miała całkiem inne, ale moje dzieci ją tak nazwały, bo mieszka pod samym lasem. Kiedy jej rozliczne potomstwo (sześć sztuk!) po długich bataliach przed sądem doszło do twórczego wniosku, że skoro nie mogą się dogadać w kwestii podziału otrzymanego od rodziców majątku, rozsądnie będzie sprzedać całość i sprawiedliwie podzielić się gotówką - i kiedy nowy właściciel zaczął orać pole, które pani Mania tylekroć w ciągu swego długiego życia zraszała własnym potem i łzami, w sercu pani Mani coś pękło.
Umarła miesiąc potem i mam nadzieję, że nie była świadoma kolejnych waśni między dziećmi, tym razem o to, które z nich miałoby się zająć chorą i niesprawną matką.
Więc pani Mania taktownie umarła.
W sobotę zaś byłam na pogrzebie pana Rysia. Wróciłam rozżalona.
Pan Rysio z nagła zaniemógł i umarł. Był emerytowanym nauczycielem w tutejszej szkole podstawowej, za moich czasów uczył w-f-u i muzyki, i wiedzy o społeczeństwie, ale świetnie sobie radził z zastępstwami na lekcjach polskiego, historii czy geografii. Był taki konkretny, precyzyjny, i miał fenomenalną dykcję. Był dobrym nauczycielem, nawet, jeśli miał słabość do napojów wyskokowych i nawet, jeśli na fizyce obliczaliśmy, z jakim przyspieszeniem musi jechać pan Rysio na swej kolarzówce do sklepu, jeśli odległość do sklepu wynosi 2 km, na wypicie piwa potrzeba 5 min., a długa przerwa trwa minut 20.
Był porządnym nauczycielem, naprawdę.
Więc zdziwiło mnie bardzo, że nikt o tym podczas ceremonii nawet nie wspomniał, że tak mało było uczniów pana Rysia (na palcach policzyłabym), a przecież rzecz się działa w sobotę, wolną sobotę, kiedy na ogół powinno mieć się czas. Zwłaszcza na ostatnią lekcję u pana Rysia.
- Ach, bo wiesz - mówi mi kilka dni potem koleżanka - to był w sumie taki sobie zwykły pijaczek. Ostatnio całymi dniami przesiadywał pod sklepem z piwem w garści.
Cóż.
Kumpli spod sklepu też nie widziałam na pogrzebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz