poniedziałek, 9 października 2017

Z rzeczy przełomowych: upiekłam wczoraj dynię
oraz zabrałam Babcię do domu kultury na wydarzenie kulturalne.
Dynię - całą, ale z tych mniejszych - pokroiłam na "paluchy". Była to dynia hokkaido, wyhodowana w naszym ogródku z pestek. Taką dynię kroi się ze skórką. Do miski z pokrojoną dynią lujnęłam nieco oliwy, pokruszyłam trochę oregano i czosnku, i soli, pomieszałam, wyrzuciłam towarzystwo na blachę  - i do piekarnika. Piekarnik był nagrzany na maksa, dynia siedziała w nim z piętnaście minut, ale temu gatunkowi dyni to najzupełniej wystarczy. Towarzyszyła ryżowi i duszonemu schabowi, a jak smakowała!!!
Siedziałyśmy z Babcią i oglądałyśmy sztukę kulturalną, a ja przez cały czas myślałam o kawałeczku dyni, choć jednym...
Na szczęście zostało trochę, więc późnym popołudniem siedzieliśmy sobie z wujem i Bebuniem, każde z nas czytało swoją książkę (ja Cherezińską, wujo Nesbo, Bebunio Szklarskiego) i wyżeraliśmy dynię na zimno ze wspólnej miski.
Między jednym rozdziałem a drugim zrobiłam sobie takie zdjęcie, kadr z życia: że tak sobie siedzimy, w kuchniosalonie pomniejszonym o warsztat tkacki, na którym można postawić sobie kubek z herbatą, jeśli akurat nikt na nim nie tka, mamy coś pysznego do czytania i jedzenia, i jest nam dobrze, wszystkim, nawet moim kuchennym ptaszkom.
To zdjęcie jest tylko w mojej głowie.
Co do dyni, to okazało się, że mamy na nią jeszcze jednego amatora: czarnego kota. Czarny kot nie lubi kociej karmy, za to uwielbia ziemniaki. Gotowane. Kiedyś plątał się po kuchni, kiedy robiłam obiad - była to chyba jakaś niedziela i miały być schabowe z sałatą, więc polewam sałatę sosem vinegret, stawiam ją na stole i odwracam się do patelni z kotletami, aż tu nagle - 
kot wskakuje na stół i żre sałatę. Tak łapczywie, że pewnie zeżarłby ją całą, ale w czas go przepędziłam i biedaczysko czmychnął pod łóżko, skąd wychynął dopiero wówczas, kiedy Bebunio niósł swój talerz do pokoju i spadł mu z talerza listek sałaty. Wtedy kot spod łóżka lotem błyskawicy porwał ten listek i wskoczył z powrotem do swojej kryjówki.
Kot wegetarianin.
Lubi pieczoną dynię i buraki z barszczu.
Na szczęście nie wyżarł nam sałaty z ogródka, bo bez sosu mu jakoś nie podchodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz