wtorek, 13 listopada 2018

Jasne, że odwiedziliśmy w niedzielę Bebunia-sierotkę. Zwłaszcza, że sierotka nie ma ze sobą telefonu, gdyż tuż przed wyjazdem wziął stłukł mu szybkę. Sierotek. I dobry wuj wziął telefon do naprawy.
Przez całą drogę spałam, potem przytuliłam moje maleńkie dzieciątko zachwycone sanatorium i towarzystwem, potem poleźliśmy na spacer, Bebunio przez cały czas opowiadał o koleżankach i kolegach ("a wiesz, że mama Bartka, tego z mojego pokoju, też miała raka? Ale wyzdrowiała, ty też wyzdrowiejesz. A wczoraj śnił mi się koszmar, że turnus się już skończył"). I już, trzeba wracać, zostawić to dzieciątunio, które śmie być szczęśliwe beze mnie.
W samochodzie otulam się kocem i śpię.
Wczoraj cały dzień przespałam z powodu bólu nóg.
Dziś już chyba spać nie będę. Przeglądam facebooka, same zbiórki dla chorych na raka albo sentencje o silnych kobietach. Jestem chorą na raka silną kobietą i nic do mnie nie pasuje.
Podobała mi się wiadomość z kroniki kryminalnej: czterdziestoletni facet ukradł ekologiczne dynie innemu facetowi, i żeby rzecz się nie wydała, rozrzucił je po swoim polu "żeby mniej rzucały się w oczy".
Poszkodowany wycenił straty na 3 tys. zł.
Chyba sobie dynię upiekę z tego wszystkiego :)

PS Piszę notkę, a tu nagle przychodzi Babcia i przynosi mi kubek gorącego mleka z kurkumą. Samo zdrowie. "A co w internetach piszą o twoim bólu nóg?" - pyta. Sprawdzam więc. "Neuropatia  po chemii może być nieodwracalna". Dziękuję bardzo, wyłączam internety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz