poniedziałek, 25 stycznia 2016

Owo chorowanie i wyzdrawianie nasunęło mi mnóstwo refleksji.
O tym, że istotą życia jest przemijanie. Jak szybkie, nawet nie zdaję sobie sprawy. Jak poważne i nieodwracalne, też. Zafascynowało mnie, jak szybko moje ciało poddaje się chorobie - potem działaniu lekarstw - jak szybko i jak bardzo bez udziału mojej świadomości.
Wciąż się zmieniam.
Lubię żelki lukrecjowe, ale dziś jakoś nie mam na nie ochoty.
Kiedyś dawno słodziłam kawę, potem piłam bez cukru z mlekiem, teraz wyłącznie czarną.
Czy mogę z egoistyczną goryczą wykrzyknąć: "Tak mało o mnie wiesz!" i czy to w ogóle ma sens? Przypomina mi się scena z jakiegoś filmu, w którym pan przygotowuje dla pani kawę, a pani się wzrusza, że po tylu latach on jeszcze pamięta, że z cukrem czy tam że bez.
Albo z innego filmu, w którym z kolei pan się wzrusza, że pani od tylu lat nieodmiennie go pyta, czy słodzi tą kawę, bo przecież mogło mu się odmienić.
Kto ma rację, kto jest bliższy Prawdy?
Słodzić tą kawę czy nie?
Czy to, że nagromadzę pewną ilość podobnych faktów, nagromadzę wiedzę o aktualnych nawykach kogoś będzie świadczyło, że tą osobę dobrze znam?
To takie powierzchowne.

Idę tkać dywanik do mojej pięknej nowej kuchni, zresztą tkać to za dużo powiedziane, robię szydełkiem wystruganym z brzozowej gałązki i mam już pół wściekle kolorowego chodniczka z resztek. Albo z niepotrzebnych sweterków i sukienki kupionej za złotówkę, a która, jak się okazało, pogrubia.
Jeszcze nie wiem, czy będę w stanie z nim mieszkać na co dzień. Zobaczy się.

1 komentarz:

  1. A wiesz, że z kawą też tak mam. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiłem, że mleko to profanacja kawy, a rozpuszczalna to napój kawowy. Nigdy nie da się kogoś poznać do końca. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń