poniedziałek, 18 stycznia 2016

Wychowywanie dzieci to jest jednak trudna rzecz.
I właśnie sobie myślę, cholera, że robię to źle.
Jeju. Niczego już nie poprawię, nie spruję, nie zrobię od nowa. Na drutach albo na szydełku tak można, tutaj nie.
Szkoda.

Mogłabym teraz opowiedzieć zabawną historyjkę, jak to do syna dzwoni tatuś, rozmawiają, pytam potem Mańka, co tam (w nadziei, że na przykład dzwonił, bo chce odwołać następne spotkanie).
- Powiedziałem tacie, że zbieram na laptopa, że już mam pięćset złotych, bo na urodziny dostałem od babci i od Kuby, i razem z tym, co już miałem, mam teraz pięćset, a on mi poradził, które laptopy są tanie i dobre.
- A powiedział, że ci coś dołoży? Życzenia chociaż ci złożył?
- Nie.
Wzdycham.
- Mamo, co ty się tak przejmujesz? Ja już nic od niego nie chcę, wiem, jak jest.
Akurat.
A może właśnie Maniuś wie, co mówi, może to ja się niepotrzebnie upieram, żeby zmusić faceta do pokochania syna, po którego narodzinach pił przez tydzień - więc nie ma co się dziwić, że data mu umknęła, prawda? I może pił z rozpaczy, nie ze szczęścia? I już chyba nic więcej nie mogę z tym zrobić.

Czuję się zmęczona. Tak, w poniedziałek rano. Jak każdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz