Święta były zdecydowanie za krótkie i wcale nie prawda, że były w tym roku dłuższe. Jakoś tego nie zauważyłam.
Jak rzadko, spotkaliśmy się wszyscy - całe moje rodzeństwo z rodzinami, jaką kto posiada. Garnków wystarczyło, kołderek i kocyków też. I kieliszków do wina, i klocków do układania przez młodszą młodzież. I książek :)
Za to wczoraj byłam na prawdziwej imprezie sylwestrowej: koło gospodyń, organizator, zaprosiło mnie do pomocy. Więc razem z kołem gospodyń siekałam sałatki i lepiłam pierogi, razem roznosiłam flaczki i karkówkę, i razem tańcowałam. Razem biłam brawo po co ładniejszych piosenkach granych na żywo, razem piłam szampanskoje igristoje. Razem.
Wspólnota składa się z jednostek.
W szatni damskiej pomagam młodemu człowiekowi odnaleźć kurtkę żony, z kołnierzem w panterkę. Okazuję mu dwie:
- Niech pan bierze, która ładniejsza - żartuję.
- Jaki "pan"? Przecież ja jestem Baśki Mazurkowej syn - obrusza się.
(dwa lata temu nie wiedziałam, która to Baśka Mazurkowa, teraz wiem)
Naprawdę cieszę się, że dożyłam aż tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz