- Wiesz,mamo, co tata powiedział? - pyta Bebunio, już w domu. - Że nie przyjechałaś po mnie, bo mnie nie kochasz.
- A co ty o tym sądzisz? - pytam.
- Że to bzdura - przytula się do mnie jak małe dziecko, całym sobą, biedne, rozdarte serduszko, które chciałoby mieć i mamę, i tatę, jak wszyscy.
- Synu, posłuchaj - sadzam go obok siebie, patrzę w oczy - nie przyjechałam po ciebie, bo jeśli tata zabiera cię do siebie, to powinien też cię odwieźć; po drugie byłam zajęta, a tata wcale mnie nie prosił, żebym zmieniła plany, po trzecie proponowałam, żeby przywiózł cię prosto do szkoły i nie wiem, dlaczego tego nie zrobił. Cieszę się, że jesteś w domu. Bardzo cię kocham. Odgrzać ci obiad?
Mglisty, zimny poranek, pajęczyny z migoczącymi w słońcu kroplami rosy, mgła i smugi światła w gałęziach starych lip, śmiech moich chłopców.
Mądry ten Twój Bebunio :)
OdpowiedzUsuń